Drugą część relacji rozpoczniemy u stóp Łysicy – w Świętej Katarzynie – a końcem będzie wieś, gdzie swój kres ma również Główny Szlak Świętokrzyski: Kuźniaki. Jeśli ominęła Cię pierwsza część relacji, można ją znaleźć TUTAJ. Zachęcamy również do przeczytania ogólnych informacji o GSŚ, klikając w link poniżej.
Przeczytaj również: Główny Szlak Świętokrzyski – idealny na pierwszy raz!
Piękne widoki, niezapomniane podejście
Poranek rozpoczynam od powrotu do źródła Świętego Franciszka – tamtejsza pyszna i zimna woda z pewnością przyda się na dzisiejsze upały. Spakowani i objuczeni w wodę, ruszamy na szlak. Święta Katarzyna żegna nas spacerem chodnikiem wzdłuż dosyć mocno uczęszczanej drogi wojewódzkiej. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że ten odcinek ma swoje plusy – po minięciu lasu otwierają się przed nami wspaniałe widoki na Pasma Klonowskie, Masłowskie i Łysogóry. Po drodze podziwiamy również drewnianą kapliczkę z połowy XIX wieku. Nieco dalej, przy skręcie na Krajno Pierwsze, znajduje się duży parking, punkt widokowy i napis „Góry Świętokrzyskie”, obok którego nie mogliśmy oczywiście przejść obojętnie. Warto dodać, że po drugiej stronie parkingu znajduje się bar, w którym można się posilić.
Asfalt zaczyna nam się dłużyć, a brak cienia daje się we znaki. O ile polna droga pojawia się tuż za ostatnimi zabudowaniami Krajna, o tyle schronienie przed słońcem znajdujemy dopiero pod szczytem Wymyślonej (415 m n.p.m.). Zdobywając tę górę, warto zatrzymać się i odwrócić – to chyba najlepszy punkt widokowy na najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich, Łysicę. Po znalezieniu upragnionego cienia, postanawiamy nieco odpocząć.
Decyzja o odpoczynku okazuje się słuszna, bo droga na kolejny szczyt – Radostową (451 m n.p.m.) – nie dość, że z początku ukryta wśród polnych traw (przez co łatwo o zgubienie szlaku), to jeszcze daje mocno popalić. Dla zmęczonych wędrowców, pod samym wierzchołkiem znajduje się wiata. A u stóp Radostowej czeka na nas prawdziwa frajda – Przełom Lubrzanki, czyli idealne miejsce na tak upalny dzień. Jest wiata, jest zejście do płytkiego potoku, jest też dużo cienia. Lubrzanka oficjalnie zamyka również etap wędrówki przez Łysogóry.
Po regeneracyjnym moczeniu stóp czas ruszać dalej – przed nami chyba najbardziej pamiętne podejście na całym szlaku. Mowa o wspinaczce na Dąbrówkę (441 m n.p.m.), która naprawdę pozostaje w pamięci. Na szczęście szlak prowadzi cały czas lasem, dzięki czemu dosyć sprawnie docieramy do kolejnej atrakcji – Diabelskiego Kamienia (460 m n.p.m.). Z miejscem związana jest standardowa legenda (leciał diabeł, upuścił kamień i ot, leży sobie tak od lat). Co najważniejsze, poza dużym głazem, mamy tu też kolejną wiatę, która zaprasza do wypoczynku.
Sielsko, choć niebezpiecznie
Nieco dalej od Diabelskiego Kamienia znajduje się Klonówka (473 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Pasma Masłowskiego. Obok wierzchołka znajduje się platforma widokowa, w sezonie letnim nie oferuje jednak specjalnych widoków. Po krótkim postoju idziemy więc dalej, docierając po chwili do Masłowa – najpierw Drugiego, potem Pierwszego. W tym pierwszym (czyli Drugim) znajduje się dobrze zaopatrzony sklep spożywczy, można więc uzupełnić swoje zapasy.
Ten etap wędrówki dłuży się niemiłosiernie – słońce wciąż pali, a zmęczone nogi nie cieszą się z asfaltu. Mijamy kościół z początku XX wieku i zmierzamy w kierunku upragnionego cienia. Nasz niepokój budzą jednak strzały dochodzące dokładnie z miejsca, do którego się udajemy. W momencie, gdy docieramy do granicy lasu, mijają nas dwa auta z panami „myśliwymi”, oddychamy więc nieco głębiej – nie ma zagrożenia, że ktoś pomyli nas z dzikiem.
Warto na chwilę zatrzymać się w tym miejscu i spojrzeć na sielski krajobraz z Masłowem i górującą nad nim Klonówką. Nam do kadru pozuje jeszcze pan pszczelarz, zbierający słodki dorobek pracujących tu pszczół. Bajka!
Ostatni etap dzisiejszej wędrówki to mocno błotnisty (bo rozjechany ciężkim sprzętem) leśny odcinek do Dąbrowy. Po zejściu do zabudowań napotykamy zamknięty sklep – wygląda na malutki i rzadko otwierany. A po dojściu do dwupasmówki największe dzisiejsze rozczarowanie – znajdująca się tu restauracja „Krystyna” okazuje się być w weekendy… zamknięta. No cóż, musimy obejść się smakiem, na szczęście wędrująca dziś z nami moja Mama, po dotarciu do auta, podwozi nas najpierw do bistro, a potem na nocleg w Wiśniówce. Ufff, padamy!
Leśna wędrówka do Tumlina
Właścicielka pensjonatu Leśna Willa w Wiśniówce podwozi nas rano z powrotem na szlak, za co jesteśmy jej niezmiernie wdzięczni. Dziś na początek wędrówka gospodarczą drogą przez las – na tyle szeroką, że niestety nie oferuje zbyt dużo cienia. Zanim jednak zaczniemy na nią narzekać, zmienia się w błotnistą ścieżkę pełną ogromnych kałuż – może więc wcześniej nie było tak źle?
W tym miejscu szlak oferuje niecodzienny przebieg – przejście kładką dla zwierząt nad Drogą Ekspresową S7. Można zobaczyć, jak to wygląda „od środka”. Chwilę później jesteśmy już na mocno obleganej drodze Kielce – Zagnańsk, wzdłuż której zmuszeni jesteśmy wędrować drogą rowerową. Ale uwaga, zastosowano tu innowacyjne rozwiązanie i na drodze rowerowej dopuszczono ruch pieszych! I cyk, sprawa załatwiona jedną tabliczką.
Ścieżkę rowerową opuszczamy przed szczytem Sosnowicy (403 m n.p.m.) – wchodzimy w pasmo Wzgórz Tumlińskich. Znajduje się tu pomnik żołnierzy AK, którzy w tej okolicy sformowali w sierpniu 1944 roku pułk mający pomóc powstańcom warszawskim. Aż do Tumlina szlak oferuje szeroką i kamienistą ścieżkę przez las. Po drodze jest też ławka, ogólnie wędruje się bardzo przyjemnie. Tumlin z kolei oferuje całkiem przyjemne widoki na pobliskie pagórki. Nie oferuje natomiast odpoczynku od słońca, więc cóż, znów wędrujemy od cienia do cienia.
Śladami skoczni narciarskich
Tumlin, co ciekawe, posiada aż dwie skocznie narciarskie. Oba obiekty są już raczej wspomnieniami, ale ich ślady bez problemu odnajdziemy na szlaku. Pierwsza ze skoczni znajduje się za zboczach Góry Grodowej – zamiast odbić według szlaku w lewo (po kamiennych schodach), wystarczy na moment skręcić w prawo.
Wspomniane schody prowadzą do kapliczki usytuowanej przy dawnym kamieniołomie, który teraz pełni funkcję Rezerwatu „Kamienne Kręgi”. To dobre miejsce na odpoczynek, z czego skrzętnie korzystamy. Dalsza droga to zejście do zabudowań i kolejne, dosyć strome, podejście – tym razem na Wykieńską (401 m n.p.m.). Wędrówka „umilana” jest piskiem opon i rykiem silników z pobliskiego Toru Kielce. O ile na dole nie jest on aż tak dokuczliwy, o tyle na wzniesieniach męczy niemiłosiernie.
Druga ze skoczni narciarskich (a raczej pozostałości po rozbiegu) znajduje się tuż przy szczycie Wykieńskiej – podczas naszej wędrówki na jednym z drzew znajdowała się odpowiednia kartka z informacją. Po krótkim odpoczynku kierujemy się do Ciosowej, w której dzisiaj zaplanowaliśmy nocleg. Po drodze mijamy pomnik przyrody – urwisko skalne Piekło Miedzianogórskie. Następnie krótki spacer chodnikiem wzdłuż drogi krajowej 74 i jesteśmy na miejscu. Zamawiamy jedzenie na wynos, a pan gospodarz częstuje nas dobrociami ze swojego ogródka. Czas na odpoczynek!
Główny Szlak Świętokrzyski: Kuźniaki, nadchodzimy!
Ostatniego dnia wędrówki mamy jasny cel – zdobyć ostatni punkt na trasie przez Główny Szlak Świętokrzyski: Kuźniaki. Wędrówkę rozpoczynamy od zwiedzenia kamieniołomu Ciosowa, z pięknie odsłoniętym czerwonym piaskowcem. Szlak prowadzi najpierw dołem, by następnie odbić na szczyt urwiska – możemy więc podziwiać kamieniołom z obu stron. Po zejściu do Porzecza robimy popas przy sklepie – właściciel jest bardzo rozmowny i chętnie dyskutuje o GSŚ.
Przed nam wejście na Baranią Górę (427 m n.p.m.) – z pewnością nie tak znaną, jak jej imienniczka ze Śląska, ale o dziwo, oferującą bardzo przyjemne widoki! Naprawdę warto się odwrócić przed wejściem do lasu, bo dostrzeżemy nie tylko szczyty Wykieńskiej i Ciosowej na pierwszym planie, ale również Klonówki, a nawet Łysicy! Jak na GSŚ, to naprawdę świetna panorama.
Po zejściu do Widomej można zajść do nieco schowanego MORu, znajdującego się na samym początku miejscowości, po prawej stronie – jest altana, miejsce na ognisko, są śmietniki, tablice informacyjne – ogólnie bardzo przyjemne miejsce.
Główny Szlak Świętokrzyski: Kuźniaki, czyli koniec GSŚ
Kolejne takie miejsce, a nawet lepsze, znajduje się na zboczach Siniewskiej (449 m n.p.m.) – to wieża widokowa. Poza nią znajdziemy tutaj altanę, czystą toaletę, kolejne tablice informacyjne i świetny park muzyki. Można pograć na znajdujących się tutaj instrumentach i dowiedzieć się ciekawostek związanych z dźwiękiem. Jak dla nas idealne miejsce na dłuższy odpoczynek z dzieckiem.
Kolejne kilometry to spacer lasem w kierunku Perzowej Góry (395 m n.p.m.), z przerwą na przecięcie lokalnej drogi Hucisko – Zaskale. Sam szczyt Perzowej nie jest atrakcją samą w sobie, ale znajdująca się pod nim kaplica Świętej Rozalii – już jak najbardziej. Jest ona wykuta w skale, a w środku uderza niesamowity porządek i dbałość o wystrój. Widać, że dla lokalnych mieszkańców jest to naprawdę ważne miejsce.
Dodatkową frajdą jest przejście kamiennymi schodami umieszczonymi pomiędzy dwoma głazami. A potem już tylko wędrówka lasem, by zdobyć wieś, w której znajduje się kropka kończąca Główny Szlak Świętokrzyski: Kuźniaki. W Kuźniakach znajdują się sklep i ruiny wielkiego pieca hutniczego (skrzętnie schowane za krzakami i ogrodzeniem). Jest też oczywiście przystanek, z którego łapiemy busa do Kielc. I to by było na tyle, niemal 100 kilometrów przygody przez Góry Świętokrzyskie za nami!
Ciebie natomiast zapraszamy do galerii zdjęć oraz na nasze profile na Facebooku i Instagramie – czai się tam wiele relacji z różnych naszych wypraw. Może znajdziesz tam inspirację na kolejną wycieczkę?