Jak się rzekło w ostatnim wpisie, znaleźliśmy wygodne połączenie do stolicy Bułgarii, Sofii. I myyk! Od razu przy wysiadaniu z autobusu mam okazję popisać się zdolnościami akrobatycznymi. Jaaaaka tam była szklanka! Do hostelu docieramy POWOLI, co nie jest łatwą sztuką, zważywszy na nasze 20-kilogramowe plecaki ?
Zanim pójdziemy dalej, pochylmy się chwilę nad naszym hostelem w Sofii i osobami, z którymi dzieliliśmy pokój:
– Sergiej, który przez całą dobę leżał na swoim łóżku i namiętnie włączał ogrzewanie, nawet gdy w pokoju temperatura osiągała poziom równikowy,
– Francuz, który pierwszej nocy wrócił kompletnie pijany, a po długiej walce z wejściem na piętrowe łóżko zrzucił Martynie przed nosem skarpetki i całą noc wytrwale chrapał (choć było to chyba bardziej przemienianie się w wilkołaka),
– Dwie dziewczyny z Norwegii, które w sumie były spoko, poza tym że cisza nocna była dla nich jedynie luźną sugestią ?
Jak więc widzisz, młody adepcie wojażerki, jak się chce podróżować oszczędnie, to na pewne rzeczy trzeba być przygotowanym (bo jak mawia klasyk, „za luksusy trzeba płacić”).
No nic, wracajmy do samej stolicy. Sofia zawsze kojarzyła mi się z czasami komuny i spodziewałem się zobaczyć w niej wielkie, ciężkie dla oka prostokątne budynki, typowe chociażby dla Bukaresztu. Czy je znalazłem?
Oczywiście ? W końcu Bułgaria po wojnie znalazła się pod rządami komunistów, którzy na ruinach zniszczonych podczas nalotów aliantów budowli postawili nowe, takie wiesz, w swoim stylu. Ale najciekawsze według mnie w Sofii wydarzyło się bardzo niedawno, bo ledwie kilka lat temu.
Podczas budowy metra odkryto pozostałości po rzymskim mieście Serdika, datowanym na początek naszej ery. Dosyć ciekawe znalezisko, biorąc pod uwagę fakt, że o istnieniu ruin tego miasta nikt wcześniej w Sofii nie miał pojęcia ? A jego wpływ na dzisiejszą infrastrukturę jest wciąż widoczny – główne ulice miasta są wierną kopią tych z czasów rzymskich.
Żeby dobrze poznać najciekawsze miejsca Sofii, decydujemy się na wycieczkę z Free Sofia Tour – i jak widać na poniższym zdjęciu, nie jesteśmy jedyni ? Na szczęście oprowadzaczy jest trzech, a nam przypada spacer z Denicą, która co chwilę nagradza uważnych słuchaczy miejscowymi rarytasami.
To, co widzicie na powyższym zdjęciu, to Cerkiew św. Aleksandra Newskiego, wybudowana by uczcić uzyskanie niepodległości przez Bułgarię. Jest to zarazem główna świątynia Kościoła Prawosławnego w Bułgarii. I cóż można rzec – widać, że hajsu na budowę nie oszczędzano; pozłacane kopuły, marmur na wejściu, w środku trony z onyksu i obsydianu – ogólnie „na bogatości”.
W Sofii znajduje się również plac, który miejscowi nazywają Placem Tolerancji – w jego obrębie znajduje się meczet, synagoga, kościół i cerkiew. Piękny przykład tego, że religie mogą żyć ze sobą w zgodzie.
Nie będę Wam truł o innych zabytkach w Sofii, chciałbym jedynie wspomnieć jeszcze o zoo – no w takim to jeszcze nie byliśmy ? Już od wejścia wita nas piękna architektura rodem z PRL-u i wszechobecny beton, którego nie powstydziliby się w krakowskiej Nowej Hucie.
Ale niech nie zmyli Was pierwsze wrażenie – zoo jest naprawdę fantastyczne, z mnóstwem ciekawych zwierząt i oczywiście największych drapieżników, po które najczęściej przychodzi się w takie miejsca. Mają nawet nosorożca ? Jeśli komuś nie przeszkadzają wschodnie klimaty, z pewnością powinien odwiedzić to miejsce.
Zwiedzanie europejskiej części naszej podróży jest bardzo ciekawe, doskwiera nam niestety zimno, na które nie jesteśmy do końca przygotowani – w końcu podczas objazdu po Nowej Zelandii, Australii i Azji nie planujemy minusowych temperatur. Dlatego z radością docieramy w końcu na lotnisko, gdzie na dobre ma się rozpocząć nasza roczna przygoda.
Żeby dostać się do Nowej Zelandii, należy wcześniej (najlepiej przez aplikację NZeTA) wypełnić wniosek o swego rodzaju wizę – ja bym to nazwał podatkiem od zwiedzania nowozelandzkich dóbr naturalnych, bo całość kosztowała nas około 108 zł na łebka.
I o taką właśnie wizę pyta nas pani na lotnisku, dodatkowo prosząc o podanie szczegółów lotu powrotnego (Polacy ubiegający się o wpuszczenie do Nowej Zelandii muszą udowodnić, że nie chcą w niej zostać na zawsze). My takowy mieliśmy już oczywiście zakupiony, z Nowej Zelandii do Australii.
Co działo się podczas lotu i przesiadki w Katarze? O tym przeczytasz tutaj ?