Co można robić w zimie o 5 rano we Lwowie? W sumie to nic, przynajmniej według nas 😀 Po przekoczowaniu na zimnym dworcu kolejowym do godziny bodajże 8, udajemy się marszrutą (bo najtaniej) do centrum, by w przytulnej knajpce na lwowskim rynku skosztować trochę ciepłej herbaty. Wita nas obfity opad śniegu, który jasno daje nam do zrozumienia, że początkowy etap podróży do Nowej Zelandii nie będzie należał do łatwych (i ciepłych) 🙂
Po zażyciu luksusów (w postaci prysznica i snu) w pobliskim hostelu, udajemy się na krótki obchód po lwowskim Starym Mieście. Jako że czasu mamy niewiele (o 20:40 kolejny pociąg), to i niewiele zobaczyliśmy – tak czy siak, Lwów zawsze zadziwia nas tym, że na każdym kroku czuć tutaj historię i podobieństwo do choćby takiego Krakowa.
Martynie szczególnie do gustu przypada Podwórko Porzuconych Zabawek, które w wieczornej, zimowej scenerii prezentuje się naprawdę tajemniczo.
W końcu udajemy się na dworzec, gdzie już czeka na nas pojazd, w którym spędzimy kolejne 12 godzin naszego życia. W środku jak zwykle same luksusy, dlatego ranek witamy wypoczęci, szczęśliwi i gotowi do działania (kto zna Martynę, ten oczywiście wie, że to nieprawda).
Sołotwyno to niewielka miejscowość przy granicy ukraińsko-rumuńskiej; nie ma tu praktycznie nic ciekawego, ot taka zwykła przygraniczna wioseczka.
Po wizycie w miejscowej knajpce Maramuresz (gdzie niegdyś rozpoczynaliśmy naszą wyprawę w Karpaty Marmaroskie ?), uruchamiamy procedurę przedostania się przez granicę. Tym razem opcja „na piechotę” jest jak najbardziej osiągalna, więc sprawnie dochodzimy do miejscowości Syhot Marmaroski.
Syhot Marmaroski to wioska trochę większa od Sołotwyna, ale również nie powala atrakcjami – z tych zapamiętamy głównie zabójczy smog ? Jako że do pociągu jeszcze parę godzin, decydujemy się na krótką wycieczkę stopem na słynny Wesoły Cmentarz (rum. Cimitirul Vesel).
Cmentarz ten zyskał międzynarodową sławę dzięki lokalnemu artyście – o imieniu Stan Ioan Pătraș – który w 1935 roku zaczął rzeźbić nietypowe drewniane nagrobki. Umieszczał na nich sceny z życia zmarłego oraz krótką fraszkę opisującą jego dokonania lub sposób rozstania się z życiem. Rzeźbiarz ów sam dorobił się swojego miejsca na cmentarzu, przez co kolejne nagrobki tworzy (tworzył?) Dumitru Pop Tincu.
Po powrocie do Syhotu ostatnie chwile przed wyjazdem spędzamy w bardzo przytulnej knajpce „Friends”, gdzie np. można pohuśtać się na specjalnie skonstruowanej ławce ☺️
Sam pociąg z kuszetkami to luksusy podobne do tych z Ukrainy (miejsca nieco mniej, ale za to zamykany przedział i miękkie kuszetki), brakuje niestety ciepłej herbatki – stąd nasza szkolna ocena 5-.
Tak czy siak, pociąg ma nas zabrać do miejscowości Sinaia, która, jak się okazuje, jest takim rumuńskim Zakopanem (na szczęście przed sezonem).
Comments
Haha, na widok szklanek to mi się łezka aż zakręciła – wkońcu z takich pił nawet tvardowski na księżycu jeżeli pamiętacie „legendy polskie”:). Pozdrowienia i przy okazji najlepsze życzenia na święta!
Author
Pamiętamy (przynajmniej ja ?). Dziękujemy, Święta były nie najgorsze 🙂 Nawet mieliśmy opłatek z Polski. Mam nadzieję, że wypoczęliście!
Author
Cukru nawet nie otwieraliśmy, bo pewnie trzcinowy!
Wyborności herbacie z pewnością dodaje marka Richard!